W miniony weekend do kin w USA trafił najnowszy film Woody’ego Allena zatytułowany „Hiszpanki romans”. Wszystko jednak wskazuje na to, że pod względem finansowym jest to najgorszy z projektów znanego reżysera.
Większość komentujących tę sytuację zauważa tu wyraźny związek z ponownym oskarżeniem o molestowanie adoptowanej córki Dylan Farrow. Sprawa, która szokowała już w latach 90tych, została niedawno odświeżona w głośnym dokumencie HBO „Allen kontra Farrow”. O domniemanych nadużyciach reżysera znów zrobiło się głośno i dyskusja rozgorzała dyskusja na nowo.
Przypomnijmy, że reżyser znów zdecydowanie odciął się od zarzucanych mu czynów. Zdaje się jednak, że amerykańscy widzowie dają mu właśnie do zrozumienia, jakie konsekwencje dzisiaj – w czasach #MeToo i cancel culture – mogą czekać kogoś, kto nie chce sumiennie rozliczyć się z własną przeszłością. Dziś, inaczej niż w latach 90tych i wcześniej, młodzież niekoniecznie wzdycha do twórców pokroju Allena, zakładając, w ogóle wiedzą kim jest ten śmieszny mały pa w okularach.
„Hiszpański romans” najpierw miał problemy z dystrybucją na amerykańskim rynku — w Polsce film mogliśmy zobaczyć w kinach już miesiąc temu — teraz, gdy w końcu trafił na ekrany kin, zaliczył spektakularną klapę w weekend otwarcia zarabiając zaledwie 24 tyś. dolarów. W świecie filmu, gdzie każda minuta zdjęć jest na wagę złota, są to przysłowiowe grosze.
Zdaje się więc, że to coś więcej niż przelotne kłopoty, i że w USA Woody Allen może mieć pod górkę. Po publikacji filmu „Allen kontra Farrow” wielu hollywoodzkich aktorów ogłosiło, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Niektórzy nawet oddawali swoje garze na cele charytatywne. Na inwestorów podobno również nie ma co liczyć i szukać będzie ich prawdopodobnie na terenie Europy. Cóż, zobaczymy, jak na dłuższą metę odbije się to na karierze sławnego reżysera, może jednak nie być już taryfy ulgowej.
Źródło: PAP